wtorek, 19 marca 2013

FINLAND part III

Czas płynie nie ubłagalnie... a wspomnienia coraz bardziej się zamazują. Tak więc już kosztem obowiązków uczelnianych, po dłuższej przewie wracam do pisania trzeciej ostatniej części opowieści z Finlandii.  

To trzeci dzień podróży, jak się okazało miał przynieść nam te wzloty i uniesienia dla których tak bardzo kocham podróżować. Pobudka ciężka... no ba, jak się przez pół nocy wyskakuje kujawiaki, a drugie pół przegaduje... skutek musiał być tylko jeden. No ale jak już zapanowałyśmy nad siłami naszej woli, ogarnęłyśmy już troszkę... obrałyśmy cel NAANTALI. Mała podmiejska, ponoć dość burżuazyjna wioseczka położona bezpośrednio nad wodą przez co latem, przyciąga turystów. Choć woda i rozbudowana przystań nie jest jedyną tutejszą atrakcją, ale o tym później.
Tradycyjnie najpierw musiałyśmy się dostać na Kauppatori, a stamtąd kolejnym autobusem już bezpośrednio do celu. Wylądowaliśmy na czymś co chyba było placem centralnym i pierwsze co po wyjściu z autobusu wiatr przeszył nas na wskroś, mróz również nie dawał za wygraną i tak o to modliłyśmy się o brak odmrożeń po tej wycieczce, bo rezygnować nie zamierzałyśmy. Troszkę na pamięć mapy google troszkę na ślepo przechadzając się między domkami które czasem mogły by przypominać... baraki. Ale przynajmniej w końcu widziałam Finlandię której szukałam i gdzieś jakoś tak sobie wyobrażałam. Im bliżej było nabrzeża tym zabudowa była co raz urokliwsza. Dochodząc do przystani, widok nas powalił na kolana. Kolory, kontrasty,detal architektoniczny, wieloplanowość, wszechogarniający spokój... coś niesamowitego !  Niebo nad horyzontem miało nieopisalny odcień niebieskości. Jeziora zamarznięte ośnieżone tylko pas dla samochodów i lokalnych łyżwiarzy odśnieżony wił się niby wstęga po tafli lodu. Zapadający zmrok spowił miejscowość, dokładnie wtedy gdy tam byliśmy. Wszystko się zmieniało z minuty na minutę. Doszliśmy do kładki prowadzącej na jedną w pobliskich wysp... nie wiedząc dokąd prowadzi, poszliśmy nią ;) I tak znaleźliśmy się w... krainie Muminków ! Okazało się bowiem, że to tu znajduje się muminland, a my staliśmy w punkcie wyjścia tak znanej w Polsce fińskiej bajki.  Park był zamknięty, ale nie na klucz... wdarłyśmy się przez otwartą bramę, żeby nie było ;) I w jednej chwili, znalazłyśmy się w samym środku bajki w odcinku "zima w krainie muminków"
 Zdałam sobie sprawę, że wszystkie kolory tej kreskówki nie są inwencją twórczą japońskiego grafika... a są ściśle naturą inspirowanym graficznym zapisem. Ekscytacji nie było końca, aż do granicy wytrzymałości naszych organizmów na zimno. Wieczór upieczętowaliśmy herbatą zakrapianą śliwkowo wysokoprocentowym czymś, oglądając muminki. Rano ledwo słyszałam wychodzącą Monikę na uczelnię. My oczy otworzyłyśmy kiedy widoczność promieni słonecznych była już bezdyskusyjna. czyli około 9. Spakowane już do wylotu, zatrzasnęłyśmy drzwi akademika miałyśmy do zrobienia jeszcze tylko zakupy. Najpierw coś na śniadanie... najtańsze parówki i buły... no i fińskie słodycze na eksport. Trafiłyśmy do centrum, ale jak wiadomo na piknik w plenerze ciągle za zimno. Skitrałyśmy się jak ostatnie lumpy w fińskim odpowiedniku burgerkinga, kupiłyśmy kawę dla picu i rozpoczęłyśmy "królewską ucztę" z serii aleee wiocha ;p Korzystając z zimowych wyprzedaży obławiamy się nieco na zakończenie tej jakże mroźnej podróży. 
O 15 autobus na lotnisko. Nie zdążyłyśmy spotkać się z Moniką która wracała z zajęć. A lotnisko... bardziej obskurnego jeszcze nie widziałam ! A strażnicy... niech ich... sama nie wiem czego oni szukali tym moim 19 l. plecaczku i butach ?! Lot w chmurach także... poczułam tylko jak wylądowaliśmy. Dziewczyny zapakowałam do busa, a sama wróciłam do mojej sesyjnej szarej rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz